24 kwietnia 2014

Eleven

                Było po pierwszej w nocy, a ja w dalszym ciągu siedziałam na ławce nad brzegiem Tamizy. Delikatny, jeszcze ciepły wietrzyk owiewał moją twarz sprawiając, że łzy natychmiast wysychały. Pociąganie nosem przestało już odbijać się echem po okolicy. Po raz pierwszy zdarzyło mi się ignorować telefony od siostry oraz pozostałych przyjaciół. Byłam zupełnie sama. Tylko ja, moje myśli i rzeka, która w ogóle nie była pomocna. Liczyłam, iż pomoże mi. Podsunie jakąś odpowiedź. Zamiast tego płynęła spokojnie, nic sobie nie robiąc z moich problemów.
                Podciągnęłam kolana po samą brodę. Jakiś mężczyzna posłał mi pytające spojrzenie, na które nie odpowiedziałam. Nikt nie rozumiał tego, z czym obecnie się zmagałam. Nawet Skylar, która była szczęśliwa w swoim nieidealnym związku z Zaynem. Zapowiedziała już rodzicom, że nie wraca do domu, bo ma zamiar stworzyć swój własny tutaj. Razem z Malkiem. Rzecz jasna nasi rodziciele nie byli specjalnie zachwyceni tym pomysłem. Ich idealna córeczka powinna wrócić do dawnej formy i starać się zostać zawodową tancerką. Nie rozumieli, że teraz otworzy się przed nią zdecydowanie więcej drzwi. Ja nawet  nie chciałam odradzać Sky zadawania się z Zaynem. Był dla niej dobry. Troszczył się i robił wszystko, by nie miała nawet najmniejszych powodów do zmartwień, czy zazdrości. Tak kiedyś było ze mną i Niallem.
                Westchnęłam cicho, kiedy telefon znów się rozdzwonił. Zerknęłam na wyświetlacz. Liam. Wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Hazel? – Głos Payne’a mówił mi, że nie jest zadowolony z mojego zniknięcia. – Hazel, gdzie jesteś?
- Nad rzeką.
- Możesz do nas przyjechać?
- Wolałabym nie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Może jutro?
- To chyba nie może zaczekać…
                I chociaż była pierwsza w nocy, to natychmiast poderwałam się z ławki, znalazłam taksówkę i poprosiłam kierowcę by możliwie jak najszybciej podrzucił mnie pod wskazany adres. O tej godzinie całe szczęście nie ma durnych, londyńskich korków, więc nie spodziewałam się by podróż trwała dłużej niż piętnaście minut. W międzyczasie szykowałam w głowie przemowę, jaką powinnam wygłosić. Byłam pewna, że siostra natychmiast na mnie naskoczy mówiąc, że nie powinnam siedzieć w środku nocy gdzieś na ławce. Przecież mógł mnie napaść jakiś złodziej, albo co gorsza – gwałciciel. Uśmiechnęłam się. Czasem to ona zdaje się być bardziej dorosła.
                Nie pomyliłam się. Wpadając do domu Skylar natychmiast mnie dopadła niemal wrzeszcząc i grożąc Zaynowi, że jeśli ją ode mnie odciągnie, to zapomni czym jest szczęście na ziemi. Bo tylko panny Prescott potrafią rozpętać prawdziwe piekło na ziemi. Kiedy jednak wszystko się skończyło, Danielle pociągnęła mnie do salonu, w którym najwyraźniej (mimo późnej pory) trwało zebranie. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, co tak właściwie się stało.
- O Boże – wyszeptałam, łapiąc krawędź stolika, który całe szczęście znalazł się w pobliżu. – Co się stało?
- Bóg ci nie pomoże – wybełkotał Niall, próbując podnieść się z miejsca. Harry pchnął go z powrotem na fotel. – Weź te łapy!
                Kędzierzawy przewrócił oczami i spojrzał na mnie wyczekująco. Otworzyłam usta, kolejny raz nie mając pojęcia, co powinnam powiedzieć.
- Co się stało? – Ponowiłam pytanie, patrząc na Lou i Liama. Niewątpliwie oni musieli wiedzieć o wszystkim. Ta dwójka zawsze wie o wszystkim!
- Niall się upił – Louis stwierdził rzecz oczywistą. – Ale raczej sam z wielką chęcią o wszystkim opowie.
- Pewnie! – Potwierdził blondyn, śmiejąc się przy tym głupio. – Hazel, bo to wszystko twoja wina!
- To ja poszłam do baru i się upiłam?
                Cierpliwość ma swoje granice, a ja właśnie docierałam do jednej z nich.
- Spokojnie, kłótnie to akurat nie mają sensu.
                Danielle posadziła mnie na kanapie tak, bym siedziała naprzeciwko Irlandczyka. Obraz nędzy i rozpaczy malował się przede mną. Z bliska zauważyłam kilka niewyraźnych zadrapań na policzku chłopaka, a pod okiem zaczynał pojawiać się fioletowy sinieć. Zacisnęłam dłonie w pięści. Jak to się stało, że ktoś taki jak Niall doprowadził się do takiego stanu? Mój kochany, cierpliwy chłopak… Nie wytrzymałam.
- Przepraszam – niemalże zawyłam, wyciągając ręce w stronę Horana. Musiałam go przytulić. Czułam, że oboje tego potrzebujemy. – Niall, tak bardzo mi przykro…
- Ta, mi też – westchnął Harry, a na jego ustach zagościł współczujący uśmiech. Klasnął w dłonie. – Kochani, chyba powinniśmy pójść spać. Oni dadzą sobie radę.
                Powinnam coś powiedzieć, prawda? Widziałam po minie mojej siostry, że to odpowiednia chwila, by wreszcie powiedzieć coś więcej niż tylko „przepraszam”. Problem polegał na tym, że jednak żadne, sensowne słowa nie przychodziły mi do głowy. Zamiast tego patrzyłam głupio na Harry’ego, który po minucie wzruszył ramionami. Nie był na mnie zły. Był wściekły na siebie, że powiedział mi o swoich uczuciach.
- Co się stało? – Wyszeptałam, kiedy wszyscy opuścili salon. Dobrze wiedziałam, że i tak usiądą na schodach (a przynajmniej moja siostra z Liamem) i będą podsłuchiwać. Niall poruszył się nieznacznie, przestając zwracać na mnie jakąkolwiek uwagę. – Mówię do ciebie – westchnęłam.
- Bo ja sobie wszystko przypomniałem, Hazel. Przypomniałem sobie o nas, o tym wszystkim co między nami było – zaczął mówić tak szybko, że ledwo byłam w stanie go zrozumieć. Ale słuchałam. – Kiedy zobaczyłem, jak całujesz się ze Stylesem… To było jak kubeł zimnej wody. Wszystko wróciło! A później dotarło do mnie, że pewnie ciebie straciłem. Ale ja… My! Cholera, Hazel! To nie była moja wina, że nie mogłem sobie przypomnieć.
                Przytuliłam go mocno, szepcząc cicho:
- Wiem, Niall, wiem. – Spojrzał na mnie z nadzieją. Uśmiechnęłam się delikatnie. – Kocham cię, ale nie chcę by przeze mnie doszło do rozłamu w zespole. Jeśli Harry z tego powodu…
- Do diabła z tym! – Obruszył się, odskakując ode mnie. – Jeśli w dalszym ciągu mnie kochasz, to co Harry ma do powiedzenia nie powinno mieć znaczenia.
- Jest moim i twoim przyjacielem.
- Hazel! Takie są twoje priorytety?! Myślałem, że jeśli chodzi o miłość, to inne rzeczy nie mają znaczenia. Ale skoro zdanie Harry’ego jest ważniejsze. – Rozłożył ręce bezradnie, wstał z miejsca. – nie zrezygnuję z ciebie i proszę: daj spokój ze Stylesem. Jeśli jest dorosły, to powinien zrozumieć.

                Jeśli, Niall, jeśli.

Odautorsko: Ja nie wiem co się dzieje, bo każde opowiadanie, dosłownie, pod koniec muszę zepsuć. Tragedia antyczna, to przy tym pikuś. Ale doprowadzę do końca. Jeszcze jeden, może dwa rozdziały? Pewnie tak. Dziękuję, że mimo wszystko tutaj jesteście :)

Obserwatorzy